sobota, 28 czerwca 2014

Ostatnia Kolacja


Albus i James Potter


 Albus siedział w swoim dosyć dużym, kwadratowym, pomalowanym na brązowo, pokoju. 
Drzwi znajdywały się naprzeciwko malutkiego okienka, pod którym stoi czarne, równie drewniane jak drzwi, biurko, na którym porozwalane leżały książki, orle pióra, pergaminy oraz różdżka lekko skropiona atramentem przez Lily, młodszą siostrę Ala i Jamesa Potterów. Ich zmorę. Po lewej, przy ukośnym suficie, stało długie i szerokie łóżko Albusa, nad którym wisiała duża półka z księgami i starymi pluszaczkami.
Pokój Pottera zdobiły jeszcze dwie białe szafy i rysunki na ścianach, namalowane przez Albusa.
  Al pakował właśnie księgi do swojego czerwonego kufra, na którym wyryte zostały srebrne inicjały: "ASP", ktoś zapukał do drzwi i niemal je wywalił. Albus zniszczył drzwi mocnym kopniakiem w ataku gniewu, gdy dowiedział się, że Lily i James byli z rodzicami w "Muszelce", domu Fleur i Billa Weasley'ów oraz ich dzieci: Victoire, Dominique i Louisa, nie zabierając go. Wracając: do pokoju najmłodszego syna wszedł Harry Potter. Albus zmierzył ojca wzrokiem, po czym wrócił do pakowania się.
- Hej, Albus. - powiedział poprawiając swoją mugolską koszulkę. - Co tam robisz?
- Przecież widzisz. - mruknął Albus odwracając się do ojca. - Pakuję się. Coś innego jest do roboty w moim przypadku? 
- Ja bym się denerwował. - odrzekł Harry, zerkając na syna spod swoich okrągłych okularów. 
- A myślisz, że ja tego nie robię? - zapytał Albus zatrzaskując wieko kufra. - Boję się, że w szkole będą uważać mnie za kolejne dziecko " Wybrańca Pottera " . James jest chociaż na roku z chłopakami. Ma co robić.. a ja? Trafie do Slytherinu, a nie Gryffindoru! Przyniosę ci hańbę, prawda? 
- Albusie.. - mruknął przytulając syna. Harry dobrze rozumiał dziecko. - .. to nic złego. Nie zwracaj uwagi na dziecko " Wybrańca Pottera "... nie zwracaj uwagi na takie zaczepki. Pewnie wiele, wiele innych dzieci zazdrości tobie, jak i Jamesowi. 
- Tak! - odrzekł Albus z nutką ironii w głosie. - Na pewno! Wolę siedzieć w domu z Lily, niż znosić to spokojnie, jeżeli..
- .. jeżeli zaczną cię tak nazywać. Nie masz pewności, Albus. Nikt jej nie ma przed pierwszą podróżą do Hogwartu. - przerwał synowi Harry.  
- Tato, ale ja się boję. - powiedział niepewnie Albus wstając. 
- Ale czego?
- Że nie trafię do Gryffindoru.  
- Tego? - zaśmiał się Harry. - To jest błahostka, Al. Jeśli..
- Albus, tato.. - rozległ się piskliwy głos w drzwiach stała mała, rudowłosa dziewczynka. Lily Luna Potter. - mama woła na kolację. 
- Idziemy Luna. - odrzekł Harry podnosząc się z podłogi ze stęknięciem. - Albus, idziemy.  Bądź silny, jutro, dobrze?
- Kocham cię. - mruknął sam do siebie Al, schodząc po wąskich schodach do kuchni, gdzie rodzina Potterów jadała. Albus zajął miejsce na przeciwko Jamesa, po prawej ojca i lewej Lily, która siedziała gawędząc z matką siedzącą na przeciwko niej. 
- Co dzisiaj? - zapytał James kopiąc brata pod stołem. - Jest cykor, ślizgonie? 
- Odwal się. - mruknął Albus. 
- Ej, James. 
- Tak tato?
- Nie kop brata, dobrze? - warknął Harry gromiąc wzrokiem najstarszego. - Nie dokuczaj mu. Przecież pamiętasz siebie trzy lata temu? Czy ci przypomnieć, co James?
- Dobrze.. już. Koniec. To.. co dziś jemy? Mamo?
- Coś mugolskiego... makaron z jajkiem! - odrzekła Ginny nakładając wszystkim danie z patelni. 



Rose Weasley


Rudowłosa Rose, siedziała sobie w swoim gigantycznym pokoju z kilkunastoma półkami na księgi i inne zabawki. Drzwi były otwarte, aby dziewczynka mogła patrzeć czy nie idzie ten nieznośny rudzielec, Hugo. 
Rose spojrzała na swoje łóżko pod jednym z trzech okien - było usmarowane czerwoną mazią, której nie dało się wyprać od godziny, biurko za łóżkiem było pomalowane atramentem, a czerwona szafa idealnie współgrająca z żółtymi ścianami i komodą z mugolskim telewizorem stojącym na nim, była nie czerwona lecz niebieska. Rose spakowała się. 
- Zmieściłam się w kufrze i dwóch walizach z tymi księgami od mamy. - warknęła.- Tylko gdzie ubrania i różdżka? 
Rose szybko opróżniła  kufer z niepotrzebnych ksiąg, przepakowała wszystkie potrzebne do niego, zakryła je ubraniami, nowiutką bluzką, różdżką i innymi gadżetami mugolskimi np. MP3 lub jojo. 
- Rose, Hugo! - krzyknęła Hermiona Granger z dołu. - Na kolację! Tata już jest.. Hugo! 
Rose zbiegła na dół do jadalni taranując przy tym ojca w salonie, mamę w kuchni i kota matki, Krzywołapa. 
- Rosie, uważaj! - ryknął za nią ojciec. - Byś komuś krzywdę zrobiła!
- Przepraszam tato, ale nie chce trafić na tego karalucha Hugona! - powiedziała siadając do prostokątnego stołu w pięknym, ale malutkim, pomieszczeniu pomalowanym na biało, jadalni Weasley'ów. 
Rose przyzwyczaiła się, że na przeciwko niej usiądzie jak zwykle matka, dla pewności żeby Hugo nie robił żadnych psikusów. Oczywiście to nigdy nie działało. 
- Mamo, widziałaś co.. co TO - wskazała głową na małego rudzielca w malutkich bokserkach i koszulki na długi rękaw. - zrobiło z moim pokojem? 
- Ejejejej! Rose, nie pozwalaj sobie. - warknął Hugo. - Nie jestem "TO" jestem Hugo. Przeliterować?
- Przeliterować ci słowo : a ja mam telewizor, a Hugo płacze, że nie on.. ! " Co ty, braciszku? 
- Rose. Przestań, wreszcie i siadajcie. - powiedziała surowo Hermiona nakładając na każdym z czterech talerzy trzy parówki i surówki. 
Pani domu złapała różdżkę i mruknęła coś pod nosem. Talerz z kanapkami, waza ze zupą mleczną, dzban ze sokiem dyniowym i talerz z, uwielbianymi przez Rose, filetami z piersi kurczaka poleciały na stół ładnie lądując. 
- Mamusiu... - zaczęła Rose. 
- Tak, daj Krzywołapowi to co masz na talerzu i nałóż sobie na drugi te filety. - odpowiedziała Hermiona na pytanie, którego Rose jeszcze nie zadała. 
   Po kilku minutach, cała rodzina Weasley usiadła wspólnie do stołu.
- Jak myślisz mamo, gdzie mnie przydzielą? - zapytała Rose kończąc dwa duże filety z piersi kurczaka.
- Nie wiem. Jesteś bardzo mądra, ale nie lubisz czytać.. potrafisz być zarozumiała, więc chyba do Ravenclawu..
- Gdzie tam, Hermiono. - przerwał Ronald. - Ona będzie w Gryffindorze. Mówię wam. 
- To nie zależy gdzie ona będzie, Ronaldzie. - odrzekła sucho pani Weasley. - Teraz jedzmy.



Scorpius Malfoy


Blondyn siedzący w dużym, kwadratowym pokoju z czarnymi ścianami, łóżkiem, szafą, kanapą, telewizorem, komodą i miotłą wiszącą nad kanapą, westchnął ciężko pakując ostatnią parę spodni do zielonego kufra z wyrytym inicjałem "SdM" , oznaczającym, że kufer należy do Scorpiusa Dracona Malfoya. 
- Kochanie, kolacja. - dobiegł go głos jego matki, Astorii, wysokiej brunetki o dużych, zielonych oczach i uśmiechu na twarzy. - Czym się martwisz?
- Niczym mamo. Chyba też się bałaś pierwszej podróży do Hogwartu, nie?
- Więc o to chodzi. - Pani Malfoy klasnęła w dłonie. - Widzisz, Scorpiusie, bałam się bardziej niż ty. Bałam się do jakiego domu mnie przydzielą, jakich poznam przyjaciół.. Ale to uleciało. Puff, nie ma! Z tobą też tak będzie, synku. A teraz chodź; tata zaraz zje całego indyka. - złapała syna za rękę, pocałowała w policzek i razem z nim zeszła po schodach do wielkiej jadalni; jasnozielone ściany, telewizor na ścianie i bogato zastawiony stół. Tak wyglądała codzienność Malfoy'ów.
- Jesteście wreszcie. - mruknął mężczyzna o blond włosach i lekkim zaroście tego samego koloru. - Myślę, że zjesz coś Scorpiusie, hmmm?
- Zjem tato.. a.. chciałem się za pytać... - zagadnął, gdy siedzieli przy stole. - .. tato, kto to jest  Lucjusz Malfoy?
Draco zadławił się indykiem, ich doberman, Lizus schował się pod stół, a Astoria z przejęciem spojrzała na męża.
- A czemu pytasz, synku? - zapytał wreszcie pan domu, popijając indyka winem.
- Przyszedł list od niego. - Scorpius wskazał głową na list leżący przed talerzem ojca. - Położyłem go tutaj, bo jakaś sowa mało nie rozbiła się o Lizuska. - dodał.
- Kiedy to było?
- Dwadzieścia minut temu? Kiedy ciebie nie było, tatusiu. - mruknął Scor, próbując zakryć swoje rumieńce rękoma. - Przepraszam..
- Nie przepraszaj synku, nie trzeba. - wtrąciła Astoria powstrzymując męża gestem. - To nie twoja wina.
Lucjusz to tata taty, twój dziadek.
- A gdzie on jest?
- Gnije w Azkabanie. - warknął Draco rozrywając list na strzępy. - Mam nadzieję, że tam zostanie. A to, że przyjąłeś ten list... to nie twoja wina. Nie martw się, i dokończ indyka. Smacznego ponownie.


Roxanne i Fred II Weasley


- Spakowałaś się już, Roxie ? - zapytał wysoki rudzielec wchodząc do pokoju swojej młodszej siostry. 
Pokój okrągły z łóżkiem na środku, małym biurkiem pod okienkiem, dwiema dużymi szafami i kącikiem pluszaków. - Mogłabyś zmienić kolor pokoju, co? - dodał opierając się o zieloną ścianę. 
- Daj już spokój, Fred. - warknęła Roxanne rzucając w brata nowiutką książką od transmutacji. - Tata wrócił z pracy?
- Wrócił..- mruknął zagadkowo Fred. - Ale nie tylko on..
- Babcia Molly i dziadek Artur przyjechali? - zapytała Roxanne wcale nie oczekując odpowiedzi. - Oh.. jak miło! Babcia pewnie chce mi zrekompensować to, że mama jest w Islandii.. idę tam!
- Zaczekaj.. - powiedział Fred zatrzymując ręką siostrę chcącą pójść kilka pokoi dalej, żeby przywitać dziadków i ojca.
-  Freddie.. puść mnie! - warknęła i zaczęła się wyrywać starszemu bratu, który tylko przewrócił oczami i popchnął siostrę na ścianę. - Ajć... auu? Fred!
- To nie babcia i dziadek. - zaczął po woli Fred uśmiechając się ironicznie do zdenerwowanej siostry.
- To kto?
- Lepiej, jeśli sama to zobaczysz, siostra. Idziemy do saloniku! - krzyknął.
-  Fred nie drzyj mordy! - warknęła Roxanne podążając za bratem do salonu na końcu korytarza. - Co ciekawego masz,  Weasley? Muszę napisać do mamy.
- A co chcesz jej napisać?
- Jak bardzo za nią tęsknię. Nie wyobrażasz sobie tego, Fred. - mruknęła wchodząc za bratem do skromnego saloniku; czerwone ściany, malutki zegar na jednej z nich, regał z ruszającymi się zdjęciami, duża czarna kanapa, a przed nią szklany stoliczek, a naprzeciwko kanapy i stoliczka czerwona szafka a na niej telewizor.
- To powiedz mi to, kochanie. - rozległ się kobiecy, niski głos. przed kanapą stała czarna kobieta w kitce, białej sukience i z czymś w ręku. Angelina Weasley uśmiechnęła się do męża stojącego obok.
- MAMO! - ryknęła Roxanne wtulając się w matkę. Tak tęskniłam!
- Wiem.. skarbie. Wiem.
Teraz w Roxanne trwała burza. Była jednocześnie zła na brata, przestraszona szkoły i szczęśliwa z powrotu matki, której nie widziała prawie dwa miesiące. Walkowerem wygrało jednak szczęście spowodowane powrotem matki do domu. Roxanne nigdy w życiu nie cieszyła się tak z powrotu matki. Było to dla niej ważne szczególnie teraz, gdy miała rozpocząć naukę w Hogwarcie. Właśnie w tym okresie najbardziej potrzebowała matki, kogoś komu można się wyżalić. Oczywiście ojcu i bratu też można, ale to nie to samo co porozmawiać z matką. Roxie stała wtulona w matkę, a George i Fred II przyglądali się tej scenie z szyderczymi uśmieszkami na twarzach. Jak to na Freda i George'a Weasley'ów przystało.
- Roxanne... - mruknęła Angelina całując córkę w czoło. - Roxie. Teraz zjemy kolację, co? Tata wrócił z Magicznych Dowcipów Weasley'ów aby coś przygotować. Chyba nie pozwolimy aby pyszności taty się zmarnowały, co?
- Nie pozwolimy... Co dzisiaj tato? - zapytała odklejając się od matki.
- Idziemy teraz do kuchni. Pokażę wam mój specjał!

    Siedzieli w czerwono czarnej kuchni państwa Weasley. Po prawej od drewnianych drzwi stała zmywarka, zlewozmywak, kilka blatów i mugolska lodówka, naprzeciwko znajdowały się szafki, a kawałeczek od kuchni malutka jadalnia o ścianach w kolorze jasnego beżu, z okrąglutkim stołem z czterema krzesłami ustawionymi naprzeciwko siebie.
- Pamiętajcie dzieci: Nigdy nie skończcie jak gamonie w okularach! - zaśmiał się George, jedząc swojego kurczaka.
- George.. nie opowiadaj im całej wojny! - powiedziała Angelina nie spuszczając oczu ze swojej córeczki.




Dominique, Victoire i Louis Weasley


Duży, kwadratowy pokój z żółtymi ścianami, gigantycznym łóżkiem, trzema szafami i jednym regałem, malutkie, prostokątne pomieszczenie z biurkiem, brązowymi ścianami, łóżkiem, komodą i kilkoma zdjęciami na ścianie, średniej wielkości kwadratowy pokój z biurkiem, łóżkiem,szafą,komodą i zdjęciami porozwieszanymi na fioletowych ścianach... To królestwa Dominique, Louisa i Victoire Weasleyów. 
- Louis, Victoire.. - mruknęła Fleur Weasley, siedząc przy stole w kuchni. - Mieliście iść po Dominique. 
- Przecież byliśmy! - żachnął się rudzielec siadając przy jednym z pięciorga talerzy. - Olała nas.. kazała spadać... warknęła do  mnie Avada Kedavra..
- O, matko.. - Fleur zakryła twarz w dłoniach. - 'Ill! Słyszałeś? Trzeba coś zrobić z Domini. 
Do kuchni wszedł wysoki rudzielec z nutką siwizny na wąsach.
- A, słyszałem... 
- Wiecie czemu są z nią problemy? - zagadnęła Victoire. 
- Powiedz nam. - rzekł Bill opierając się o ramię żony. - Nie wiemy. 
- Czasami dziwię się, że przydzielono ją do Gryffindoru, a nie do Slytherinu. - zaczęła tajemniczo Victoire. - Ta jej banda to ślizgoni, ona i jedna puchonka. Wszyscy warci siebie, zarozumiali... wredni. A ten jej chłopak najgorszy. 
- To ona ma chłopaka? - zapytała Fleur. 
- A ma. Ale chyba nie będziecie zachwyceni tym, kim on jest. 
- A niby kim? - zapytał Bill.
- Hans Flint. - wycedził za siostrę Louis. 
- Flint? Ten od Marcusa? 
- Tak tato. On ją podburza. - warknęła Victoire. - Jest taki perfidny... 
Victoire zaczęła gotować się w środku na samą myśl o Flincie, o jego zachowaniu... a pomyśleć, że on kiedyś zabiegał o jej względy, gdy się przyjaźnili jeszcze w drugiej klasie. 
Perfidny, cyniczny, śmierdzący ślizgon.. - myślała. 
Nic nie warty posążek, który czczą wszystkie dziewczyny w szkole. On nawet ładny nie jest:  te obrzydliwie wystające, brązowe zęby, świńskie oczęta i lekko siwe włosy. 
Obrzydzenie, smród.. to bije od niego przed meczem. A po? Wszystkie laski się kleją do tego skunksa.
- Dominique. - rozległ się głos Louisa, który wyrwał Victoire z zamyślenia.
- Gdzie?
- W swoim pokoju. Jedz.



Molly Weasley II


 Rudowłosa dziewczyna o czarnych jak smoła oczach siedziała w swoim ulubionym fotelu w swoim dużym, pomalowanym na czerwono pokoju z łóżkiem, biurkami, szafą i regałem z księgami, czytając książkę. 
Molly wprost uwielbiała to robić: zatapiać się w miękki, zielony fotelik czytając jakąś wciągającą lekturę, która może pomoże jej w nauce. 
Molly przydzielono do Ravenclawu nie bez powodu. Dziewczyna wprost uwielbiała się uczyć, czytać, ale też i grać w quidditcha. Molly w drugiej klasie została ścigającą krukonów.
- Mama i tata wołają na kolację, Molly. - rozległ się lekko przesłodzony głosik Lucy Weasley; niskiej dziewczynki o blond włosach związanych w kitkę. - Dzisiaj parówki, jajecznica i lody czekoladowe. 
- Jakieś dziwne to menu. - rzekła oschle Molly nie odrywając wzroku od książki. - Parówki z jajecznicą.. nie brzmi zdrowo. 
- Błagam cię, Molly. Mama nie zrobiła zakupów a jest 21.. przestań robić aferę, dobrze? - warknęła Lucy.
Molly z westchnieniem rzuciła książkę przez pokój na perfekcyjnie zaścielone łóżko, i zerwała się z niechęcią na równe nogi, aby zejść z krętych drewnianych schodów do salonu, gdzie rodzina miała zjeść kolację oglądając przy tym jakąś mugolską komedię. 
Salon, a jednocześnie sypialnia Percy'ego i Audrey, to duży, pomalowany na jasno-zielono z dużą szafą, rozkładaną kanapą, stoliczkiem oraz komodą na której stał duży telewizor. 
- Cześć. - mruknęła do rodziców ubrana już w piżamę. - Co mamy oglądać? Poproszę jajecznicę mamo. 
- Facetów w czerni 4. - rzekł krótko Percy gromiąc Lucy wzrokiem. - Idź po chusteczki, Molly. 
- Jeny, tato. Przestań być taki wyrafinowany! Co ci to w domu przyniesie? Nic. - warknęła Ruda. - Jutro jadę do szkoły, więc ten wieczór chcę mieć spokojny, wyluzowany... jedzmy.
Molly zatopiła się w łóżko rodziców i szybko odpłynęła w ramienia Morfeusza, szepcąc przy tym, że marzy o zostaniu najmądrzejszą krukonką świata, i życząc dobrej nocy matce. 




-------------------------------------------------------------


Przed tak ważnym przeżyciem warto odpłynąć do Morfeusza wcześniej, niż się tego spodziewa. 
To sprawia większy pożytek niż wmawianie sobie, że jest się gotowym na coś, na co się nie jest. 
~ Louis Weasley & James Potter II
cytat z mapy Durnoty stworzonej przez
Rudego, Jameza, Mędrca, Saturna i Drugiego

--------------------------------------------------------------------------------------------------------->



Haaaaayyyy<3 Ma nadzieję, że na początek jakoś jest, co? Komentujcie ile wlezie!

Nowy rozdział pojawi się, gdy pod tym będzie chociaż 10 komentarzy. Pozdrawiam, Milagros//